Czytelnicy "Rastra" komentują
ranking Księcia Słupskiego
|
JASTRZĘBIE I PINGWINY
c.d.
|
"JESTEM
PRZERAŻONY BRAKIEM POCZUCIA HUMORU" - KOLEJNE ECHA RANKINGU KAŹMIERCZAKA
[13 VIII 2001]
|
+++***
|
Głos
historyka sztuki ze Słupska; marzącego o tym aby zostać Jastrzębimpingwinem
[8.10.2001]
Do Redakcji
I. 1. Przyjemnie się czyta to co Władysław Kaźmierczak
o polskiej krytyce napisał.
Dlaczego Władek lubi pewnych krytyków, a innych nie. Odpowiedź wydaje się
prosta. Otóż Bałtycka Galeria Sztuki Współczesnej w Słupsku (której Władek
szefuje) nie prowadzi działalności wydawniczej i w związku z tym wszelkie
recenzje w różnych czasopismach przejęły rolę k a t a l o g ó w . Zatem
warto być miłym.
I. 2. Dla Państwa, którzy mogliby przypuszczać, że w Słupsku poza Władkiem
nikt nie pisze na temat sztuki (odnośnie dwóch fragmentów w "Rastrze")
informuję, że coś w tej dziedzinie porabiam [w załączeniu otrzymaliśmy kilkustronnicową
bibliografie - przyp. red.]
Często bywam w Galerii Władka, ale jak dotychczas nie otrzymałem od niego
żadnej propozycji napisania czegokolwiek. Przypuszczalnie wynika to z Jego
kompleksu Małego miasta. Mnie to nie dziwi, gdyż komunistyczny podział na
centrum i prowincję jest silnie ugruntowany.
I. 3. Nie mogłem dostać się na stronę Anonimów z Poznania (?).
I. 4. Uwaga: aktualnie Władek jest ciężko chory (naprawdę) i dlatego nie
używam mocniejszych argumentów. Zachęcam Internautów do wysłania Mu życzeń
powrotu do zdrowia co i ja czynię.
I. 5. Będę zaglądał na strony Rastra.
Do Władka
II. 1. Władek każda Twoja działalność na Pomorzu
Środkowym jest ważna. Żałuję że w Rankingu Jastrzębi i Pingwinów nie znalazły
się nazwiska: Bożeny Kowalskiej, Grzegorza Sztabińskiego, Krzysztofa Jureckiego
lub innych.
P. S. 1. Inicjały Pingwinów to za mało. Dzisiaj można pisać używając imion
i nazwisk. Proszę o korektę. (W szanującym piśmie nie powinno zabraknąć
takich szczegółów). Piszmy otwarcie.
P. S. 2. Przy najbliższym spotkaniu poproszę Cię o definicję performance'u?
Nie miej mi za złe, że nie pisze na temat tej dziedziny sztuki. Wiesz
o tym, że próbowałem zwerbować do Zamku... dziewczynę z wyobraźnią, która
napisała magisterkę na ten temat performance'u, ale ona nie chciała wziąć
tej sprawy w swoje ręce.
Lucjan Hanak
|
+***
|
Przewodniczaca
polskiej sekcji AICA komentuje ranking Kaźmierczaka [12.08.2001]
PINGWIN - FENOMEN PSYCHOLOGICZNY
Chciałam dodać kilka uwag do Rankingu krytyków.
Ucieszył mnie ruch w okolicy "krytyka",
bo to problem mocno zaniedbany. W autorskiej pracy Władysława Kaźmierczaka
pojawił się w pewnym uproszczeniu, z różnych powodów uzasadnionym. Zgadzam
się z większością spostrzeżeń ogólnych i momentami podziwiam ich wnikliwość.
Jestem wzruszona opisem mojej osoby i trudno mi się z nim nie zgodzić.
Ale w "obróbce" poszczególnych krytyków nastąpiły @inteligentne@
niesprawiedliwości. Dla porządku proponuję podzielenie "pingwinów"
na dwie grupy.
Osobniki od numeru 1 do 6 nie mają pojęcia, jak wygląda
sztuka i żyją na wolności "niesztuki". Powinny mieć własną grupę
i być analizowane od strony fenomenu
psychologicznego, który sprawia, że niektórzy ludzie wierzą w ich możliwości
oceniania sztuki.
Postaci od numeru 7 do 10 to krytycy zawodowi. Oni
wiedzą jak sztuka wygląda i najczęściej potrafią ją nazwać. Ich problem
(oczywiście w każdym wypadku inny) sprowadza się do kompromisu z wymyślonymi
oczekiwaniami czytelnika.
Na marginesie. Wiadomo, że wielka miotła nie bawi
się w szczegóły, a złośliwość inteligencji lubi być oprawiona w sądy zdecydowane,
które nie zawsze liczą się z faktami. Ale może niepotrzebnie niektórych
urażono przekłamaniem ich wizerunków.
Maria Anna Potocka
|
***
|
Teksty
p. Kaźmierczaka są bardzo dobre - pisze Ewa Bieńczycka z Katowic
NIECH WALKA TOCZY SIĘ NA WYŻSZYM PIĘTRZE
Bardzo dziękuję p. Władysławowi Kaźmierczakowi za próbę odpowiedzi na pytanie
kto psuje polską sztukę. Nie znam realiów personalnych, ale wiem, że byłoby
wielką stratą, gdyby tekst o krytykach przerodził się w listę skarg i zażaleń.
Walka o ideę, którą podjął pan Kaźmierczak przeciwko "ściemniaczom
i mącicielom" jest słuszna. Niech toczy się na wyższym piętrze. Nieważne,
że jest dużo fałszywych artystów i miernot. Ale to, by ktoś, reprezentujący
zaledwie poprawność nie był wywyższany do geniuszu. I, żeby-tak jak to robi
JDG -idee
naszych nielicznych Europejczyków: Witkacego i Gombrowicza nie były zniekształcane
dla potrzeb tego wywyższenia.
Teksty p. Kaźmierczaka są bardzo dobre, napisane literacko, w odróżnieniu
od wielu innych tekstów Rastra trafnych myślowo, ale fatalnie napisanych.
Ewa Bieńczycka z Katowic |
***
|
9.
jastrząb ujawnia się
ZAWODOWO SZTUKĄ SIĘ NIE ZAJMUJĘ
Szanowni Państwo, niespodziankę sprawiła mi lektura rankingu Władysława
Kaźmierczaka. Miłą, albowiem znalazłam się na dziewiątym miejscu wśród jastrzębi
i niemiłą, bo jako anonim, co może źle o mnie świadczyć, jako o osobie,
która wysyła anonimy. Wyjaśniam więc, że list z wrażeniami z wystawy rzeczywiście
podpisałam jako "zestresowana czytelniczka", jednakże wysłałam
go z konta, którego nazwa zawiera moje imię i nazwisko, anonimem więc niewątpliwie
nie był. Bardzo zaskoczyło mnie nie tylko wyróżnienie, ale i opublikowanie
mego listu na łamach "Rastra", o czym wcześniej nie wiedziałam,
gdyż z braku czasu czytałam tygodnik nieregularnie i powierzchownie. Nadmieniam,
iż zawodowo sztuką się nie zajmuję. (...)
Anna Begier |
Odpowiada
Władysław Kaźmierczak:
Dzięki za kontakt
"Zestresowana czytelniczka" jakoś słabo pasowała do otoczenia
potężnych jastrzębi. "Anonimy" w tym przypadku brzmią bardziej
poważnie i tajemniczo. To naprawdę nic obraźliwego. Pani Aniu, gratulacje,
jest Pani genialna. Chciałbym, by 80% krytyków w Polsce potrafiło napisać
tak dobry tekst. Ostatnio byłem w Muzeum Narodowym w Warszawie, tak tylko
zobaczyć jak to jest w muzeum polskim. Jest tak samo. Pozdrawiam i zapraszam
do Ustki. |
***
|
WKŁADAM PALEC DO GARDŁA...
no cacy, no ładnie się chłopcy bawicie.
A gdzie miejsce na dziewczynki? które też piszą? też towarzyszą?
Jakiś inicjalik, jakaś fotka, no choćby półprofil.
Idea śp. krytyka Tomasza Rudomino ( a pfe!) rankingu wiecznie żywa.
Wpadłam na chwilę, ale od tej automarmolady aż mam mdłości.
Wkładam palec do gardła.
z trudem,
po
Ewa |
Odpowiada
Władysław Kaźmierczak:
Pani Ewo!
Dlaczego tak brzydko palcem? Polecam gęsie pióro
w mosiężnej oprawie. Więcej przyjemności, finezji, łatwo i elegancko. Racja,
dziewczynki nie dopisały, chociaż ławka rezerwowych jastrzębic jest długa.
Wszystko zależy od tego czy mieliśmy przyjemność bliżej poznać.
A tak w ogóle, to jestem przerażony brakiem poczucia humoru i tak zajadle
poważnym traktowaniem listy jastrzębi i pingwinów. Toć to panie żart wielki!!!
Wakacyjna, szalona wirtualna zabawa! A może boimy się o utratę pozycyjki
na ryneczku? Niepotrzebnie!!!
Jest mi wstyd, ubolewam, ale nigdy nie spotkałem Rudomino! Tomasz Rudomino:
Mały Leksykon Sztuki Współczesnej, wyd. Collage, Warszawa 1990, s. 98. O
niego chodzi? Jak zwykle mam żal do warszawskich krytyków sztuki, że z zawiści
nie informują o ludziach, którzy też coś robią w stolicy!!! Nigdzie nie
jest powiedziane, że dyletant nie ma nic do powiedzenia. Każdy może mieć
rację!!! Poważnie! A dlaczego nie ranking krytyków, skoro krytycy robią
ich kilkanaście naraz? W kwestii "automarmolady" odsyłam do wcześniejszych
odpowiedzi.
Również "po"
Władek |
***
|
Poziom intelektualny "POKAZU" nie jest
najsłabszy - pisze Bartłomiej Gutowski
RANKING - TOĆ TO PANIE BZDURA WIELKA
Z pewnym rozbawieniem przeczytałem Wasz ranking polskiej krytyki artystycznej.
Traktując to, z chyba oczywistych względów, jako prowokację i żart, mający
jedynie gdzieś w tle być zachętą do refleksji nad kondycją współczesnej
krytyki. Z drobnych uwag to sformułowanie "że jakiś przymuł od Babilonii
jest recenzentem doktoratu na temat neodadaizmu", nie wiem czy oparte
na fakcie rzeczywistym, ale użyte w tekście, nie jako konkretny przykład
lecz uwaga bardziej ogólna, sugeruje, iż zajmowanie się sztuką dawną jest
zabawą dla idiotów, co moim skromnym zdaniem jest zwykłym chamstwem niezbyt
dobrze świadczącym o czymś może niemodnym, ale w rzeczywistości chyba
istotnym czyli kulturze osobistej, w tym wypadku kulturze osobistej autora
tekstu. Oczywiście nie jest dobrą sytuacja gdy o sztuce nowoczesnej wypowiadają
się historycy sztuki dawnej (to oczywiste), tego nie kwestionuję, ale
forma tej uwagi, podkreślę to raz jeszcze, jest miałka. Dziwi mnie też
widoczne patrzenie, iż zdobycie sławy międzynarodowej czy choćby krajowej
przez krytyka lub artystę miałoby być potwierdzaniem jego prawdziwej wartości.
O wielkości sztuki nie świadczy przecież wyłącznie poklask. Chociaż oczywiście
ma on też swoje znaczenie i zdobywana popularność może (ale nie musi -
casus Dudy-Gracza, świadczyć o wartości twórcy), te dwie sprawy nie są
bynajmniej wprost proporcjonalnie. A kuratorka wystawy, mówiąca o słabej
polskiej sztuce w wykonaniu Kantora czy Gierowskiego wykazała się przede
wszystkim całkowitym brakiem wrażliwości plastycznej, świadczy to raczej
żenująco o jej i niektórych wysławianych międzynarodowych krytyków, a
nie kompletnie beznadziejnej kondycji polskiej sztuki. Dodam, iż sam (takie
przynajmniej mam o sobie mniemanie), daleki jestem od narodowej megalomanii
i jak pisałem w jednym z tekstów ( aby nie być gołosłownym ARTIFEX nr
2 dostępny w sieci pod adresem http://free.art.pl/artifex) wynajdywanie
poloniców na światowej scenie artystycznej, jest miłe, ale Polska potęgą
artystyczną nie jest. Przynajmniej w komercyjnym tego słowa znaczeniu.
To, że istnieją u nas dobrzy artyści, zarówno młodzi jak i starzy, to
że istnieją dobrzy krytycy, zarówno młodzi jak i starzy, jest faktem niezaprzeczalnym,
i żadne top listy tego nie zmienią. Wartość i istotność sztuki nie polega
przecież ani na miejscu w rankingu (rozumiem ranking proszków do prania,
ale ranking artystów - toć to Panie bzdura wielka), co nie oznacza też,
iż nie istnieją artyści lepsi bądź gorsi, nie da się tego jednak zamknąć
w ramy banalnych top list. Wydaje mi się, że już dużo istotniejszym kryterium
jest umiejętność oddziałania artysty na sferę wrażliwości odbiorcy (oczywiście
nieznany artysta nie może oddziałać na publiczność bo nikt go nie zna),
nie chodzi oczywiście o banalne stwierdzenie "och patrz Pani, jaki
to śliczny widoczek" bo to z "artystów" obsadzających starówki
i malujących akwarelki uczyniłoby Wielkich Mistrzów, ale o umiejętność
dania wrażliwemu odbiorcy prawdziwego przeżycia estetycznego, takiego
po którym czuje się przewracanie własnych trzewi, lub wręcz odwrotnie
stan harmonii. Dobra, dość tych ogólnych i w gruncie rzeczy banalnych
uwag o tym czym jest dzieło sztuki, inni czynili to wcześniej zdecydowanie
doskonalej, a tu nie pora na to. Wracam do tematu. Wbrew opinii autora
pisma takie jak Machina, City i Aktywist (pewnie też i Fluid, ale pisma
nie znam więc się nie wypowiadam), nie są pismami o sztuce... zdecydowanie.
Natomiast zwracam uwagę, że POKAZ jest pismem istniejącym, ukazującym
się nieprzerwanie od 1993 roku (w wersji papierowej i od paru miesięcy
również w wersji elektronicznej), nie przeczę, iż jego dystrybucja i jakieś
oddziaływania na szerszą publikę, są raczej niewielkie to jednak pismo
to wciąż się ukazuje, i chociaż ma inną linię programową niż RASTER, uważam
(choć będąc z nim związany bezpośrednio, nie jestem obiektywny), jego
poziom intelektualny nie jest najsłabszy (bynajmniej nie mam tu na myśli
swojego w nim nader skromnego udziału). Przy okazji z zaskoczeniem przeczytałem
o tym, iż nieistniejący POKAZ ma dołączyć do MAGAZYNU SZTUKI + OBIEGU
(z punktu widzenia logiki zdanie nieco dziwne, nieistniejącemu trudno
jest do czegoś się dołączyć), tego typu uwagi, świadczą o tym, iż autor
zdaje się nieco szarżować ze swoją znajomością (bo odróżnijmy znajomość
od wiedzy - tej bynajmniej nie mam zamiaru autorowi odmawiać, choćby i
dlatego, że nie mam ku temu żadnych podstaw), tak więc mamy tu pewną szarżę,
mającą (chyba??) na celu wskazanie na doskonałą orientację w świecie sztuki
(oczywiście nie chodzi tu tylko o ten przykład, bo imputowanie, że ktoś
prezentuje swoją znajomość zjawisk około artystycznych na przykładzie
POKAZU, byłoby swoistym nadużyciem), która nie zawsze ma jednak oparcie
w faktach. Nie jestem, tez pewien, ale chyba galeria Maszy Potockiej jednak
nie była pierwszą prywatną galerią w Polsce (w Polsce na pewno nie, bo
prywatne galerie sto lat temu też funkcjonowały), rozumiem że chodzi o
Polskę powojenną, tu właśnie mam pewne poczucie niepewności, ale w czasach
tych nie było mnie jeszcze na świecie, a rozwój polskiego galernictwa,
nie jest moim konikiem, mogę się więc mylić. To chyba tyle uwag ogólnych,
aha może jeszcze jedno ciągłe atakowanie Andrzeja Osęki, które staje się
wręcz modą zaczyna być nużące.
W imieniu swoim własnym
Bartłomiej Gutowski
P. S. Gratulacje z powodu interesujących tekstów o Wenecji
|
Władysław Kaźmierczak odpowiada:
PROSZĘ ODRZUCIĆ UCZUCIE NIEPEWNOŚCI...
Super.
Jest Pan pierwszy. Z tym rankingiem, oczywiście, że żart. Gratuluję prawidłowego
poczucia humoru. Ale mam zastrzeżenia: przymuł od Babilonii i praca doktorska
z neodadaizmu, to nie chamstwo, tu pozwolę się nie zgodzić z Panem, to też
żart. Fikcja. Źle Pan odczytał moje intencje. Kocham historyków. Są fajni.
Nawet moja córka studiuje historię na UJ. Oczywiście, że nieco szarżuję.
Nie mam pewności na 100% czy tak jest w istocie jak sam piszę. Mamy aż 15
uniwersytetów i tylko Kaszubski Uniwersytet Ludowy w Wieżycy może być wolny
od podejrzeń, że prowadzi badania z Babilonii i sztuki współczesnej jednocześnie.
Strzelam więc w ciemno. Ale, teoretycznie wszystko jest możliwe.
Przyznaję, "nieistniejące pismo POKAZ", to żart złośliwy. Ale
poniekąd uzasadniony. Wielokrotnie wchodzimy na stronę POKAZU, gdzie roi
się od wielkich nazwisk i naszych przyjaciół, lecz ciągle czytamy to samo.
I jest to irytujące. POKAZ jest mało aktywny, pomimo olbrzymiego potencjału
jaki posiada. Zwłaszcza po dołączeniu prof. Bronisława Geremka do redakcyjnego
grona. Jest to fakt niepodważalny i niewątpliwie "godny odrobiny uszczypliwości".
Połączenie POKAZU z Magazynem Sztuki + Obieg. To żart gigant. Każdy to chyba
zauważył. Ziarkiewicz i Osęka w jednej redakcji? Większego absurdu nie mógłbym
sobie wyobrazić. Liczyłem na to, że czytelnicy szybko uporają się z tą nielogicznością.
Panu oczywiście wybaczamy, bo jest Pan związany z tym pismem i reaguje Pan
zbyt (niepotrzebnie) emocjonalnie, a wiadomo, że wtenczas logika znika.
A przy okazji chodzi mi o to, że realne połączenie Obiegu z Magazynem Sztuki
też wygląda na kiepski żart.
Z wieloma Pańskimi poglądami jestem skłonny się zgodzić, tylko niech mi
Pan nie robi przykrości i nie wykreśla Machiny, City, Fluidu i Atywista.
Jasne, że są to popowe pisma kulturalne, które zatrudniają niezłych krytyków
sztuki. I jeśli je wykreślimy, to co nam pozostanie? Wykrzykiwanie własnych
poglądów na zatrutych spalinami ulicach?
Masza Potocka była prawdziwą opozycjonistką wtenczas, kiedy Panu Osęce nawet
nie śniło się pojęcie opozycjonista, bo wtedy ochoczo pisał w oficjalnej,
socjalistycznej - jak wszyscy diabli - "Kulturze". Galeria PI
była pierwszą, niezależną, prywatną galerią w realnym socjalizmie. Proszę
odrzucić uczucie niepewności i proszę do znudzenia, spokojnie powtarzać
tą wiadomość wszystkim znajomym historykom sztuki z Pokazu, UKSW-u i Artefixu.
Potem podobną galerię "Piwna 20 / 21" założył Andrzej Dłużniewski
w Warszawie, ale długo, długo później.
Dlaczego nie lubimy Osęki? Na to pytanie nikt nie może dać sensownej odpowiedzi.
Tak się jakoś utarło. Jednych kocha się za nic, a innych przeciwnie. Czy
to nudne? Nudne.
"Dziwi mnie też widoczne patrzenie, iż zdobycie sławy międzynarodowej
czy choćby krajowej przez krytyka lub artystę miałoby być potwierdzaniem
jego prawdziwej wartości." Oczywiście od razu domyśliłem się, że to
żart, ale o mały włos już skłonny byłem wziąć tą myśl za poważną. Nabrał
mnie Pan nieco.
A teraz o francuskiej pani, która nie zna się na sztuce polskiej. Ta scena
mówiąca o anachroniczności i słabości sztuki polskiej odbywała się w tle
świetnej wystawy młodych dzikich niemiecko-szwajcarsko-francuskich. O młodych
dzikich jeszcze się w Polsce nie mówiło. Ta głupia pani była kuratorką wystawy.
Co ja biedny wtenczas miałem powiedzieć? Że protestuję!!! Że to nieprawda!!!
Że Kantor jest u nas Bogiem. Że nieudane powstanie styczniowe!!! Że my nadgonimy!!!
Miałem udawać Gombrowicza? Dopiero za pięć lat Ziarkiewicz zrobił młodą
ekspresję w Polsce. To nie jest żart, niestety.
Przed napisaniem tekstu Ranking krytyków 2000 / 2001 czytałem Artefix i
"Wiele hałasu o nic?". Pismo wpisałem do "ulubionych",
pomimo, iż opiekę naukową nad nim sprawuje prof. dr hab. Zbigniew Bania,
któremu osobiście nie dowierzam. Ale jest lato, wakacje i jak nigdy są nam
potrzebne wzajemne zrozumienie, dialog, gesty dobrej woli, otwartość, poczucie
humoru i trochę rozrywki.
Pozdrawiam
wk |
***
|
Paweł Dunin-Wąsowicz marzy o niezależnych krytykach
NIELOT GODNY POGARDY?
Koledzy!
Przeczytałem o pingwinach i jastrzębiach - ale... Wynika z tego, że krytyk
sztuki, który nie prowadzi sam działalności galeryjno-kuratorskiej nie
ma szans być jastrzębiem a musi być pingwinem. Czyli jedyna postawa to
bycie jednocześnie sędzią i graczem? Zastanawiam się, bo jestem w podobnej
sytuacji jak Wy - wydaję literaturę i staram się czasem być krytykiem.
Ale wcale nie przepadam za takimi układami i marzę o niezależnych krytykach,
którzy nie są włączeni w naczynia połączone ja tobie, ty mnie. Tymczasem
według waszych Top List ktoś taki z definicji jest nielotem godnym pogardy???????????
Czy to było zamierzone, czy wyszło niechcący?
Paweł Dunin-Wąsowicz
|
Odpowiada Władysław Kaźmierczak:
PINGWINY TEŻ MAJĄ GALERIE
Zbieżność
jest całkowicie przypadkowa. Nie ma takiej reguły. Pingwiny też mają galerie,
np. T.N. Wśród jastrzębi nie mają galerii Kostołowski, Wisłocki i Anonimy
z Poznania. Borkowski i Szabłowski też nie mają. A czy Szymczyk & Przywara
tak naprawdę mają swoją galerię? Tylko pozornie. Własna galeria nie świadczy
o tym, że chce się być układowym. Wręcz przeciwnie, jest zdrową reakcją
na otoczenie. Czyli, na przymknięte możliwości promowania idei, które się
ceni. Własna galeria jest zawsze dobrym rozwiązaniem nie prowadzącym do
neurozy lub zpingwinienia. Np. Galeria Bagatt. Akurat w kwestii graczy i
sędziów mamy odmienne zdania. Top jastrzębi ma dość jasne reguły. Liczy
się idea, którą chcemy upowszechnić. Metodami różnymi. Jastrzębie to robią.
Pingwiny odwrotnie. Jako typowi nieposiadacze idei cały czas coś kręcą i
ściemniają. Zresztą, odsyłam do marzeń i piętra niżej w tekście.
Całuski
w.k. |
***
|
Wspomnienia
Wojciecha Kozłowskiego
Z PINGWINEM W WITEBSKU
Drodzy moi, dzieki za tekst Wladka, choc Bogiem a prawda - jesli zostal
skierowany do czytelnikow Rastra, to dobrze to wszystko wiemy. Pytanie jest
powazne - czy A.O. albo A.M. albo P.S. czytaja Rastra??? Pol biedy jeszcze
oni, ale czy robia to A.K. , J.B. , albo J.G.??? Bo jesli nie, to troche
szkoda czasu i piora. Ja oczywiscie Wladka doskonale rozumiem, czasem warto
wylac z siebie jednym ciegiem zal i pretensje. Czuje to tak samo, czuje
niedocenienie nie tyle swoje, co znajomych, przyjaciół, swietnych czesto
artystow, ktorych dzialalnosc wpada w czarny worek niepamieci, jest dla
ulamka promila odbiorcow, nie dlatego, ze spoleczenstwo jest glupie, ale
przez brak informacji, edukacji, szacunku. Zadne inne argumenty mnie tak
nie przekonuja do czarnych mysli, jak wizyta w ksiegarni (np.) na Hamburger
Banhof w B-inie. Zwaly ksiazek, katalogow, czasopism. 99% z nich nigdy (obym
sie mylil!) nie zostanie przetlumaczona na jezyk polski. Wiemy dokladnie,
ze sztuka w jezyku politykow (tu nieco sztywny uklon w strone Wladka) nie
istnieje, bo nie ma realnej wartosci w walce o wladze. Moze przeszkadzac
co najwyzej.
W ranking jastrzebi nie wnikam. Co najwyzej podzielam watpliwosci samej
redakcji co do pierwszego miejsca. Ale bo ja wiem - nie takie przejawy obserwujemy
w zyciu publicznym, zeby sie nadmiarem kolezenskosci przejmowac. A ja nie
wnikam, bo mieszkam w miescie, gdzie idea pisania o sztuce jest w zaniku.
W wielkonadkladowym dzienniku na pierwsza strone idzie info o wizycie gwiazdy
pewnego programu na B. Dokladnie w tym czasie w tym samym wojewodztwie gosci
niemiecki noblista na GG. Troche tekstu na 3 stronie. Mnie to nie dziwi,
tak jest po prostu, juz.
Ale wracam do rankingu, bo chcialbym anegdotycznie kilka moich przygod z
bohaterami tegoz. Nie mam juz w archiwum e-maila, ktory wyslalem do pingwina
DJ a propos mozliwosci krociotkiej chocby notateczki o wystawie w mojej
parcianej galeryjce. Kilka takich emaili bylo i nigdy zadnej odpowiedzi,
ale to normalne. To jeszcze nie anegdota, ale zaraz bedzie. Z pingwinem
PS zetknalem sie w Witebsku (tak!) w 1988 roku na festiwalu piosenki polskiej.
Bylem tam z wystawa artystow z Zielonej Gory, PS jako chyba korespondent
prasy, choc pewnosci nie mam. Siedzielismy przy jednym stoliku w hotelowej
restauracji z pewnym pracownikiem (technicznym) Zniechety i pewnym krytykiem
muzycznym z Wawy . Pilismy ruskie szampany, bo byly dobre i bardzo tanie.
W pewnym momencie PS, razony alkoholem i potwornym tego dnia upalem postanowil
wyruszyc na podboj milosny, jako ze (jak wyznal) nie mial kobiety od pol
roku. Postanowilem mu towarzyszyc, jakozem od alkoholu i upalu tez nieco
oslabl. Niestety, bialoruskie kobiety uciekaly na nasz widok w poplochu.
Zreszta zastosowalismy chyba najgorsza z mozliwych taktyke, zaczepiajac
je na ulicy i probujac sklonic do pojscia z nami do hotelu. A przeciez one
doskonale wiedzialy, ze dyzurujacy tam kagiebista (choc juz wtedy w ZSRR
byl duzy luz) nie wpuscilby ich do srodka. Tak wiec nic z tego nie wyszlo
i do reszty juz pograzony w rozpaczy pingwin udal sie spac. Nie bylo by
moze w tej zenujacej historyjce nic zabawnego, gdyby nie to, ze w naiwnosci
swej probowalem wykorzystac te znajomosc i powolujac sie na dawne przygody
zwrocic na siebie uwage wielkiego pana krytyka z powaznego pisma w Warszawie.
Jakim trzeba byc palantem, zeby nie odpowiedziec chocby - a odpierdolzesz
sie, nic nie pamietam. Na przyklad. Wyslalem do niego kilka listow, jakies
emalie. Nic. Nie jestem widac parnerem. Ale juz od jakiegos czasu nie przejmuje
sie takimi rzeczami, trudno, z perspektywy (przepraszam chlopaki, nie wszyscy
tak maja) Wawy wszystko jest male, smierdzace i parciane. Pozdrawiam Was
i moze cos przysle do cytatow, bo znalazlem cos niezlego. Wojtek.
Aha i jeszcze przykladowy email do PS z czaso, jak sie jeszcze przejmowalem.
Szanowny Panie P., jakich trzeba uzyc sposobow, zeby informacja o wystawie
w Zielonej Gorze znalazla chocby wzmianke w P.?
Rozumiem, ze jest to miasto polozone na peryferiach naszego kraju, niemniej
jednak miesci sie jeszcze w jego granicach. Wysylam Panu regularnie zaproszenia,
ale moze gina w przepastnych redakcyjnych szafach? Nie pisalbym moze wcale,
bo juz sie przyzwyczailem, ze wszystko co nie w Warszawie zasadniczo po
prostu nie istnieje (tzn moze istnieje, ale nie naprawde), ale przeczytalem
w ostatnim numerze info o wystawie Leona w Poznaniu. Skoro odnotowujecie
wszystkie ruchy swoich paszportantow (ze tu uzyje takiego slowa), to przypominam
( mam nadzieje, ze otrzymal pan zaproszenie) o wystawie Goscinnej Pracowni
Leona Tarasewicza (oczywiscie razem z Leonem) w BWA w Zielonej Gorze. Rozumiem,
ze Poznan jest troche blizej, a Zielona Gora nie istnieje, niemniej jednak
z obowiazku staram sie przypominac o jej (i prowadzonej przez mnie galerii)
przynajmniej wirtualnym istnieniu. Z powazaniem Wojciech Kozłowski |
Władysław Kaźmierczak odpowiada:
SKAZANY ZA MOLESTOWANIE
No
tak, tak. Piękna historia z pingwinem P.S. Ze śmiechu łzy kapią mi po
piętach. Ja w gruncie rzeczy nie miałem takich intencji. Już nie mam siły,
by szarpać się z pingwinami. Nad morze dolatują tylko jastrzębie. Mają
inną skalę ocen. Ryzykują. Są obecni. Jest ciekawiej.
I jeszcze jedna ważna rzecz. Sama redakcja Rastra nieco "oburzyła
się" (wszyscy wiemy, że musiała tak zrobić) na fakt ulokowania Łukasza
na 1 miejscu. Ale opublikowała ranking: dziękuję!!! Ręka rękę myje, a
i Ty Wojtku, też swoje zrozumienie dla tej niestosowności wyraziłeś. Dziękuję
i wyjaśniam: koleżanki i koledzy!!! Tu nie ma żadnego lizusostwa. Ani
układów. Kryteria są przejrzyste. Gorczyca zapracował sobie na 1 miejsce
w 100%. Jeśli ktoś zechce polemizować z kolejnością na liście, to niech
mocno szuka argumentów, które mogą mnie zaskoczyć, tak jak zaskoczyła
mnie obecność pewnego krytyka sztuki, skazanego za molestowanie dzieci
(siedział), na stronie "redakcja" nieistniejącego pisma o sztuce
POKAZ.
W.K.
|
***
|
NO
TEN KAŹMIERCZAK TO JEST ZAJEBISTY!!!
super text,
piotr [rypson] |
|
POLSKA WIDZIANA
ZNAD MORZA
|
Przedstawiamy
raport o polskiej krytyce artystycznej: kim są, o czy marzą polscy krytycy
sztuki i dlaczego ich marzenia nie mogą się spełnić. Raport wraz z towarzyszącym
mu rankingiem jastrzębi i pingwinów polskiej krytyki powstał oczywiście
nad morzem, a dokładniej w Słupsku "mieście, gdzie nie ma ani jednego
krytyka sztuki". Dzięki temu jego autor, a nasz stały korespondent
nadmorski Władysław Kaźmierczak, cieszy się "cudownym uczuciem dystansu".
Czytając przekonajcie się, czy rzeczywiście Polska widziana znad morza wygląda
inaczej. Oczekujemy, że w tej i innych sprawach będziecie pisać do nas listy
z wakacji. Znając Rastra trudno w to uwierzyć, ale czujemy się trochę zażenowani
publikując ranking, w którym zajmujemy pierwszą pozycję. I być może nawet
nie dopuścilibyśmy do tego, ale przekonały nas ufundowane przez Kaźmierczaka
nagrody dla wyróżniających się jastrzębi: dwa tygodnie w nadmorskim hotelu
w Ustce. Kto by się nie skusił, gdy wakacje za pasem... Jak w morskiej kąpieli:
ręka rękę myje. [22.07.2001] |
KRYTYCZKA
ż III, CMs. ~czce; lm D. ~czek 1. "kobieta pisząca krytyki; kobieta
krytyk" 2. pot. "kobieta oceniająca wszystko krytycznie"
KRYTYK m III, DB. -a, N. ~kiem; lm M. ~ycy, DB. ~ów 1. "osoba analizująca
dzieła sztuki, literatury, utwory muzyczne, prace naukowe i oceniająca ich
wartość": Krytyk literacki, muzyczny, telewizyjny. 2. "człowiek
krytykujący, ganiący coś" (łc. z gr.)
[Słownik Języka Polskiego PWN, t.I A-K, Warszawa 1999] |
RANKING
KRYTYKÓW 2000 / 2001
|
napisał
Władysław Kaźmierczak
|
Żarty
się skończyły
Krytyka jest potrzebna społeczeństwu, artystom,
galeriom, kuratorom i samym krytykom. Potrzebna jest sztuce. Potrzebna jest
władzy i sponsorom. Nieistniejący rynek sztuki też chciałby mieć krytyków.
Jeszcze 8 lat temu prawie nikt nie pisał o sztuce. Nie było pism a sztuka
była wyłącznie stara. Nieliczni krytycy, powiedzmy piszący o sztuce, byli
dość mocno oderwani od rzeczywistości. Od sztuki też. Dzisiaj, kiełkująca
polska krytyka doznaje szoku zbliżenia ze światem. Również ze światem polskiego
odbiorcy i polskiej władzy. Jednak nadal brakuje nam wszystkim otwartej
dyskusji. Mówiąc inaczej: żarty się skończyły, musimy być wobec siebie "szczerzy
aż do bólu", by przezwyciężyć prowincjonalny polski kryzys. Jest nam
potrzebna krytyka, która zbliży się do światowych standardów. Musimy wyartykułować
swoje marzenia, zobaczyć podłą, nieuszminkowaną rzeczywistość i próbować
ją odmieniać, bo jeśli nie, to padniemy gdzieś pod płotem historii jak grupa
"Ładnie". |
O
CZYM MARZY POLSKI KRYTYK SZTUKI?
* Marzy o odnawialnym rocznym stypendium twórczym
(na Seszelach).
* Marzy o tytułach naukowych i o nieregularnych wykładach wszędzie tam,
gdzie wypadałoby, by znano sztukę współczesną.
* Marzy o uwielbieniu przez innych krytyków i przez artystów w kraju
i za granicą. Marzy o uwielbieniu tłumów.
* Marzy o absolutnej wolności w sztuce.
* Marzy o władzy, którą jest zdolny przekonać, by łożyła większe środki
na sztukę.
* Marzy o potężnych instytucjach finansowo-artystycznych, które decydują
o rynku sztuki i swoim w nich udziale jako dobrze płatny ekspert.
* Marzy oczywiście o artystach, o których może spokojnie pisać. O tych
już wylansowanych przez zagraniczne galerie i pisma, po to by im dokopać,
lub lekko pochwalić, a z całą pewnością dać ich za przykład wszystkim
pozostałym beztalentom w kraju.
* Marzy o tym, by móc pochwalić się znajomością z przynajmniej kilkoma
artystami i krytykami o światowej sławie, by znaleźć się automatycznie
w rankingu najlepszych polskich krytyków na świecie.
* Marzy też, by być w jakimś międzynarodowym stowarzyszeniu krytyków.
* No i żeby było kilka już wylansowanych, dobrych pism o sztuce, by
w nich pisać. Pismach, które mają również sprawną, profesjonalną zagraniczną
dystrybucję a nie wyłącznie polską prenumeratę, której nikt nie chce.
* Od czasu do czasu opublikować coś w zagranicznym piśmie.
* Publikacja obszernego albumu / książki o ostatniej dekadzie też by
się przydała.
* Krytycy o większym temperamencie mogą jeszcze marzyć o własnej galerii
lub muzeum dotowanym przez własną fundację, a najlepiej państwo.
* Do marzeń dorzućmy jeszcze spotkanie z prezydentem RP na tle obrazu
Dwurnika "w gronie innych poważnych krytyków sztuki" transmitowane
w głównym dzienniku TVP1.
* Marzy o tym, by być w pierwszej 10-ce rankingu krytyków polskich
(jastrzębi). Wiadomo, że nagroda Stajudy, rzekomo dla krytyków, jest
rozdawana kuratorom.
PIĘTRO
NIŻEJ
To były marzenia. Schodzimy piętro niżej i
co widzimy?
Szabrownicy
* Krytycy raczej klepią biedę i nikt w Polsce
specjalnie nie przejmuje się ich losem. Stypendia dla krytyków oferują
nieliczne fundacje zagraniczne. Ministerstwo kultury jest zbyt przymulone
przeciętnością i zajęte same sobą, by myśleć o przyszłości polskiej
kultury - np. proponując jakąkolwiek ofertę dla krytyków sztuki. A swoją
drogą to wszyscy jesteśmy nieco zdziwieni, kiedy mamy krytykowi zapłacić
za tekst. Jak to? Za pieniądze Pan pisze? Które z pism dobrze płaci?
Żadne.
Krytycy nie mogą założyć sobie programu swojej pracy, podróży, poznawania
zjawisk w sztuce, artystów, kolekcji itd. Ich wiedza jest przypadkowa
i wyrywkowa. Z biedy. Dlatego niektórzy gdzieś pracują, gdzie jest dostęp
do Internetu, telefonu i delegacji. Czują się jak szabrownicy.
Inercja
uniwersytetów jest niewyobrażalna
* Jest ciężko z tymi tytułami. Krytycy sztuki
powinni zdobywać tytuły naukowe, po to by mieć choćby minimum szacunku
w społeczeństwie, ale nie życzę nikomu, by robił to w Polsce. Szczęśliwi
ci, którzy pracują choćby na ASP. Inercja uniwersytetów polskich jest
niewyobrażalna. Uniwersytety nie prowadzą badań ze współczesności. Dochodzi
do paradoksów, że jakiś przymuł od Babilonii jest recenzentem doktoratu
na temat neodadaizmu. Ciekawe kto w Polsce mógłby być promotorem lub
recenzentem doktoratu na temat performance?
Pogarda
wydaje się intelektualną modą
* Krytycy raczej nie lubią się nawzajem. Za
plecami nadają na siebie ostro. Dewaluują wszystko co się da. Rzadko
kiedy łączy ich wspólny cel lub stanowisko. Nawet wśród krytyków progresywnych.
I jest to tragedia. Krytycy nie mogą stanowić żadnego oporu dla skandalicznych
zachowań władzy, publiczności i słabych artystów związkowych. Szkoda.
Nie mówimy, czy artyści kochają krytyków, bo to oczywiste. Piszą dobrze,
kochają. Źle, nie. A czytelnicy? A publiczność? Kto czyta krytyków?
"Pogarda dla sztuki współczesnej wydaje się pewnego rodzaju modą
intelektualną wśród inteligencji polskiej po trzydziestce". Tak
uważa Hanna Wróblewska.
* Cattelan niechcący otworzył nam oczy na Polskę. Po serii skandalicznych
reakcji ze strony posłów, mediów, rodzin katowickich i czerwonych beretów,
wydaje się, że tak jak Amerykanom jest nam potrzebna pierwsza poprawka
do konstytucji. Ale kto ma to zrobić? I czy poprawka załatwi cokolwiek!
Kiedyś był szlaban na krytykę Moskwy i ustroju socjalistycznego, teraz
mamy wiele szlabanów. Tu nie wolno i tam nie wolno. O wolności w sztuce
możemy jedynie pomarzyć!
Jelenie
w restauracji sejmowej
* Niestety, marzenia krytyka sztuki o mądrej
władzy nie mogą się spełnić. Władza robi sobie kpiny ze sztuki. Politycy
odpowiedzialni w najwyższym stopniu za finanse polskiej kultury spokojnie
spożywają posiłki w restauracji sejmowej wystrojonej w jelenie na rykowisku,
zachody słońca i najgorszy kicz możliwy do wyobrażenia. Nikogo to nie
razi. Obcując z estetyką z Wiejskiej każdy poseł i senator jest zdolny
i skłonny do robienia sobie żartów z każdej sztuki. Ani jeden z polskich
premierów w dwugodzinnym expose nigdy nie wspomniał o kulturze. I żadna
z gazet, opozycyjnych też, nie zauważyła, że premier 40 milionowego
narodu nie przewiduje rozwoju kultury. Nigdy w sejmie po 1989 nie było
poważnej dyskusji na temat kultury. Na temat sztuki już kompletnie nie,
bo chyba nikt z posłów nie wyjąkałby nawet pół zdania. Żadna z partii,
obojętnie jaka, nie ma w swoim programie politycznym działu pn. kultura
i sztuka. Nie ma więc konkurencji programów pomiędzy partiami. Nikt
nie wie ile jest potrzebnych pieniędzy na kulturę. Kandydat na posła,
pełen dobrej woli, nie może nam nic obiecać przed wyborami, bo nawet
nie wie co i ile. Hanna Wróblewska apeluje o lobby w sejmie. Słuszne
marzenie, ale osobiście bałbym się każdego lobby, które stołuje się
w sejmowej knajpie z jeleniami na rykowisku. Podczas przesłuchań na
dyr. Zniechęty z ust jury padło pytanie: co by Pan / Pani zmieniła w
ustawie o działalności kulturalnej z 1991 roku? By wpaść na pomysł takiego
pytania, trzeba być już mocno pogodzonym z losem i przekonaniem "że
nic nie da się zrobić, najwyżej można coś poprawić". Luminarze
kultury polskiej dołują sztukę nie mając świadomości swojego wstecznictwa.
Reformę kultury w 1998 robili Pałubicki (UOP) i Widzyk (prawie UOP),
ponieważ są .... historykami sztuki. Ministerstwo Kultury zostało odsunięte
od prac nad reformą!!! Chodziło o to, by dać jak najmniej pieniędzy,
których po reformie miało być więcej. Żaden Wajda oczywiście nie protestował.
Taki to jest smutny, katowicki kraj. Ale tak długo będzie źle w kulturze,
dopóty dopóki, media i krytycy nie wyszydzą tej polskiej głupoty. Krytycy
niepotrzebnie brzydzą się polityką. Nie widzą prostej zależności: mniej
pieniędzy na galerie i artystów mniej dobrych wystaw gorsze teksty
krytyków i żenująca dyskusja większa przepaść do świata. Władza w
Polsce boi się jedynie mediów. Borkowski kurator to jest człowiek nikt,
Borkowski krytyk to niebezpieczny facet. Jego zwierzchnik Krukowski
- paradoksalnie - ale dla władzy to też człowiek nikt. Piszący "krytycy"
w największych pismach w Polsce wykazują najczęściej wszystkie klasyczne
cechy zwykłego oportunisty. Korzystać z uciech bycia krytykiem, nikomu
się nie narażać, służyć temu, kto płaci. Pisać i pisać bez końca. Przetrwać
jak najdłużej. Rozumiem, że nikt nie chce umierać za Gdańsk, ale bez
przesady. Taki Osęka pisze o sztuce już od 50 lat. Pisze i pisze tylko
nie wiemy po co?
Żyjemy
w zamkniętej niszy
* O rynku sztuki, który tak podziwiamy za granicą
decydują instytucje finansowo-artystyczne. Tego jest racja czyja wódka
na stole. Lub tego, kto potrafi się zrewanżować następną kolejką. I
to jest cała tajemnica sukcesu artystów zagranicznych. Ranking Kunstkompassu
2000 pokazuje to idealnie. Strona pod adresem: http://world.art.pl jeszcze
nie istnieje. Każdy może to sprawdzić. Ci, którzy przysiadają się do
stołu "na sępa" są ignorowani z przyjacielskim uśmiechem na
twarzy. Odgrywamy rolę biednego natręta a nie partnera i trzeba o tym
też wiedzieć. Czy mamy w Polsce takie instytucje, które są w stanie
postawić coś na międzynarodowym stole? Nie. Bo polski rynek sztuki bardziej
przypomina pranie brudnych pieniędzy, niż zręby rynku sztuki mogącego
zaistnieć w układzie światowym. Polscy krytycy nie są zapraszani na
międzynarodowe podziały łupów w sztuce. Reprezentują tylko samych siebie,
a to bardzo mało. No dobrze, ale zdarzają się wystawy polskiej za granicą.
Tak, ale to są rutynowe, najczęściej polityczne ochłapy, bądź nieistotne
wymiany. Ekspres Polonia, Zniechęta w Tate, Wenecja itd. Kompletnie
bez znaczenia. Z zagranicy, o nasz rynek mogą zabiegać jedynie początkujący
skandaliści, by potem spokojnie pisać w CV jak to im zamknięto wystawę
w Polsce. Nikt przecież nie liczy na zakup dzieła do muzeum lub jakiejś
kolekcji. Więc co w tej sytuacji może zrobić krytyka? W zasadzie może
dużo, może walczyć o instytucje, które pomogą przywrócić nas światu.
Wciąż żyjemy w zamkniętej niszy artystycznej, mentalnej i emocjonalnej,
pomimo starań garstki artystów, kuratorów i krytyków, by pchnąć nas
we wspólną, niezwykle zróżnicowaną, międzynarodową przestrzeń.
Krytycy
w Polsce muszą ściemniać
* Krytyka w Polsce stara się manipulować tym,
co ma do dyspozycji: słabo znane na świecie polskie gwiazdy + sporo
zdolnej młodzieży + plastycy + wiecznie początkujący polski rynek +
niezbyt ustabilizowany kontakt ze sztuką światową. A właściwie jego
brak. Tak często wymieniani: Abakanowicz, Tarasewicz, Bałka i Opałka,
to sławy zagraniczne na użytek wewnętrzny. Żadna z tych gwiazd nie jest
nawet sklasyfikowana na końcu "top listy 100" w międzynarodowym
rankingu Kunstkompassu za rok 2000. Oczywiście można się nie zgadzać
i zaatakować globalizm w sztuce. Bo coś takiego również istnieje. Ale
polska krytyka dokładnie nie wie, gdzie zaczyna się globalizm a gdzie
są promowane tzw. autentyczne dzieła. Mówiąc krótko, krytycy muszą ściemniać,
by w ogóle pisać o czymkolwiek. Zresztą, dumny polski naród nie przyjąłby
do wiadomości faktu, że jest tak cienko notowany w światowej sztuce
i dlatego dyżurni krytycy podtrzymują mit o wybitnej sztuce polskiej.
Megalomania sprawdza się w każdej sytuacji. W związku z powyższym, mamy
swoisty rodzaj huśtawki psychicznej: raz popadamy w euforię i dobry
humor, by potem szybko doznawać szoku, że to, co sobie w Polsce myślimy
o sztuce nie ma poparcia w opiniach za granicą. Dzisiaj i tak jest lepiej.
Tarasewicz nie rzuca na kolana (a podobno chciał), ale nie daje plamy
(chociaż mógłby).
Na początku lat 80-tych kuratorka z miejskiej galerii w Lyonie, po dłuższej
rozmowie zaskoczyła: aha z Polski, tak, tak mieliśmy w ubiegłym kwartale
bardzo słabą wystawę przysłaną przez polskie ministerstwo. Zobaczyłem
katalog i omal nie zemdlałem: Kantor, Nowosielski, Marczyński, Stern,
Gierowski i 20 innych profesorów z polskich ASP. Nikt nie chciał mi
uwierzyć w tę scenę.
Kto
pierwszy złapie wizytówkę...
* Marzenie o znajomości z artystami i krytykami
o światowej sławie jest równie trudne do zrealizowania jak reforma władzy
w Polsce. Uwielbiamy paradoksy i je mamy. Otóż najlepszy kontakt z artystami
i krytykami o światowej sławie mają ci, którym na tym najmniej zależy:
asystenci podsekretarzy z MKiDN + dyrektorzy największych polskich galerii
Zuj + Zniechęta. Ale jest jakaś szansa. Ten, kto codziennie jest w stanie
odwiedzić znajomych w tych biurach szybko zrobi karierę. Nie ma możliwości,
by w ciągu roku nie spotkać przynajmniej jednej zagranicznej gwiazdy
przychylnej polskiej sztuce. Kto pierwszy złapie wizytówkę ze stołu
ten ma np. wystawę w Tokio. Tym w Tokio jest to obojętne. Słabo nas
rozróżniają. Np. dyrektor Krukowski szybko łapie wizytówki i często
wyjeżdża ze swoją bardzo cienką Akademią Ruchu w świat na wyjątkowo
nieważne imprezy, rewanżując się potem udostępnieniem Zuja wyjątkowo
słabym artystom z zagranicy np. Białorusinom.
* Niedostępnym (niezarejestrowanym w Polsce), międzynarodowym stowarzyszeniem
krytyków sztuki jest AICA, która jako agenda, stowarzyszenie biurokratycznego
UNESCO, na nieszczęście, cieszy się wyjątkowo niską rangą w prawdziwym
świecie sztuki. Przepraszam polskich przyjaciół z ajki. Ale tak już
jest. Bo jeśli zadamy sobie pytanie co zrobiła i co robi AICA dla polskiej
sztuki, to odpowiedź może być tylko mętna. AICA była oknem na świat
i szczytem snobizmu za komuny, ale teraz? Strata czasu. Proponuję nie
rejestrować.
112
pism o sztuce
* Gdzie pisać? W pismach kulturalnych. Podobno
jest ich 245, a o sztuce 112, i od razu widać jak Polacy uwielbiają
ściemniać. Zadałem sobie trud sprawdzenia tej bzdury. Jest kilka pism
sieciowych, w tym Raster, jest papierowy EXIT, A&B, ARTeon, i ledwo
istniejące: Format, Magazyn + Obieg, i nieistniejące: Sztuka, Projekt,
Pokaz. Dorzucamy istniejące Machinę, Fluid, City i Aktywista. To wszystko.
Bez dystrybucji za granicą. Bez dystrybucji w kraju. Oprócz czterech
ostatnich i A&B.
* Nie pytam już nawet czy ktoś z Polski napisał choćby jeden tekst w
Art Forum, NYArt Magazine, High Performance, Flash Art, Art International,
Circa, Nu, Taide, Art Monthly albo w jakimś piśmie niemieckim? Przecież
są takie możliwości. Najwięksi polscy krytycy zarozumialcy (nie mówimy
o jastrzębiach, które wykazują twórczą skromność) jakoś się nie palą,
by zaistnieć w świecie. Dziwne, prawda?
* Publikacja o dekadzie jest przysłowiowym strzałem w 10-tkę. Autentyczny
samograj. Cokolwiek napisane - trafione. Nawet nie potrzeba oglądać
wystaw. Wystarczy kontakt z własnym biurkiem. Oponentów niewielu, bo
w Polsce tylko nieliczni zajmują się sztuką dłużej niż dziesięć lat.
Reszta nie wytrzymuje nerwowo. Piotr Piotrowski już załatwił drugą dekadę.
Wybił się na najlepszego specjalistę w Polsce od fałszowania historii.
Same "genialne" myśli perełki. Nikt mu nie podskoczy. Stypendium
w Stanach. Sukces. Normalni krytycy patrzą na to i też chcieliby wypowiedzieć
się o ostatniej dekadzie.
Wokół
krytyków trzeba robić wrzawę
Inne marzenia - jako mniej istotne - pomijamy
z wyjątkiem rankingu, którego nie zrobią sami krytycy, bo im nie wypada.
Większość krytyków jest związana z jakimś pismem i ich redakcje również
wzbraniają się przed "ocenianiem" konkurencji. Niezbyt dobrym
miejscem na powstanie rankingu jest stolica czy kulturalne miasto Kraków.
Nawet Poznań nie nadaje się. Najlepszym miejscem jest miasto, gdzie
nie ma ani jednego krytyka. Np. Słupsk.
Kto ma oceniać? Artyści? Galernicy? Aktywiści? Kuratorzy? Chyba każdy,
kto umie czytać i wie co czyta. Kryteria nie są zbytnio skomplikowane.
Rynek piszących też nie. Wprawdzie Raster pisze: "W krytyce kryzys,
za to np. nagroda krytyki im. Stajudy trzyma się świetnie", to
jednak uważamy, że wokół krytyków trzeba robić coraz więcej wrzawy,
bo tak naprawdę są oni ostatnią deską ratunku dla polskiej sztuki.
O tym, że zdecydowaliśmy się na tak desperacki krok zadecydowało w końcu
i to, że mamy możliwość ufundowania nagrody dla najlepszych krytyków
- dwa tygodnie pobytu nad morzem w galeryjnym hostelu w Ustce. Oraz,
że mamy coś wspólnego z performancem, który nie musi się łasić do krytyków
jak bura suka, bo żadna tzw. krytyka post factum nie jest nam już potrzebna.
Pewnym ułatwieniem w podjęciu decyzji było to, że jako performerzy byliśmy
w tylu krajach, widzieliśmy tak dużo odmiennych i ciekawych nisz kulturowych,
spotkaliśmy tak wielu artystów, że chcąc nie chcąc mamy spory dystans
do gier polskich i europejskich nawet. A ponieważ performance jest tępiony
przez wszystkie (większe) galerie świata, to tym sposobem nie doznajemy
większych emocji obserwując sobie na uboczu dramatyczne konwulsje tzw.
sztuki. To cudowne uczucie dystansu było nam bardzo przydatne przy ocenie
krytyków sztuki, którzy też nie jeden grzech na swoim sumieniu mają.
|
DWIE
TOP LISTY
Ponieważ niektórych krytyków cenimy wysoko,
a innych po prostu nie lubimy, dlatego musieliśmy stworzyć dwie listy,
aby nasz ranking był bardziej czytelny, np. A. Osęka ulokowany na 183
miejscu mógłby czuć się wyróżniony, a tego nie chcemy. A poza tym, wykazujemy
w ten sposób tzw. bezstronność, nikt nie może nam zarzucić, że próbujemy
sobie przy okazji coś załatwić, np. sławę w mediach warszawskich.
Są więc dwie listy: Lista Jastrzębi i Lista Pingwinów. Nie mówimy, która
lista jest lepsza. Zdecydowana większość publiczności polskojęzycznej
gustuje w pingwinach, ale na wszelki wypadek podajemy tylko ich inicjały.
|
JASTRZĘBIE
2000 / 2001
Jastrząb jest uznawany za ptaka o niezwykłej wprost
inteligencji. Lata i mieszka wysoko, ma świetny wzrok, bardzo dobrą orientację.
Jest mobilny. Wie, co dzieje się na ziemi, nawet bardzo daleko. Nie ma konkurencji
wśród ptaków, jeśli chodzi o zwrotność i szybkość lotu. Jest urodzonym mordercą.
Robi straszne spustoszenie. Jest indywidualistą. Żyje samotnie (raczej).
Niekonwencjonalny. W jego towarzystwie bardzo źle czują się ptaki słabo
latające. Rzadko kiedy zdobywa popularność, ale budzi respekt. |
1.
Łukasz Gorczyca. Jastrząb warszawski.
Miejski. Młody. Lansujący. Towarzyszący artystom i galeriom. Aktualny. Nieukładowy.
Odważny. Tworzący niezależny kanał wypowiedzi - Raster. Współtwórca galerii.
Walczący. Trochę rewolucyjny. Trochę popowy. Tępiący wszystko, co powstało
przed 1998. Posługujący się nowym językiem w krytyce. Uwielbia realistyczne
wątki społeczne i polityczne. Bez bla, bla i komunałów. Akceptuje malarstwo
(Tarasewicz + Grupa Ładnie + Rogalski). Współpraca z Michałem Kaczyńskim,
który też jest super OK. (współzałożyciel Rastra, kręci do Pegaza, fantastyczne
poczucie humoru, uwielbia absurd, najwyższe w Polsce IQ, ciągle w ruchu,
zaangażowany, towarzyszący artystom, założyciel galerii, niezwykle pożyteczny
w oczyszczaniu zwalin i złogów sztuki polskiej, alergia na pingwiny), ale
który nie podróżuje nad polskie morze (szkoda). |
2.
Łukasz Guzek. Jastrząbek krakowski.
Już nie młody. Lansujący. Towarzyszy artystom. W swoim domu prowadzi galerię
QQ. Jako jedyny w Polsce pisze pracę doktorską o instalacji. W dziele Cattelana
zafascynowała go jedynie dziura w suficie. Jako jeden z nielicznych w kraju
pisze o performance. Wydaje roczniki z galerii QQ. Czasem pisze do EXITU.
Ma kontakt ze światową czołówką time base art. Podróżuje po Polsce i świecie.
Poszukujący nowych metod analizy dzieła sztuki. Uwielbia eksperyment. Genetycznie
nienawidzi plastyków i malarstwa. Wysoko szybuje nad Krakowem nie mając
tam żadnej konkurencji oprócz Maszy Potockiej i profesora Porębskiego. Trochę
zmęczony brakiem pisma artystycznego w bardzo kulturalnym, ale leniwym mieście
Kraków. |
3.
Sebastian Wisłocki. Młody jastrząbek
gdański. Nowa hodowla. Łatwo się uczy. Seria niezłych, odważnych recenzji
w Wyborczej. Towarzyszy artystom i galeriom. Przeprowadził akcję poparcia
dla Łaźni (wspólnie ze S. Łupakiem). Otwarty. Inteligentny. Błyskotliwy.
Zaangażowany. W Krakowie nie mogą uwierzyć i wyjść z podziwu, że w Gdańsku
jest ktoś, kto też potrafi pisać. Jak to w Gdańsku? Szkoda, że wyjeżdża
na roczne stypendium do USA. |
4.
Adam Szymczyk. Jastrząb foksalowsko - warszawski. Lansujący. Towarzyszy
artystom. Niezły wgląd w sztukę młodych (przed 40-tką). Zaangażowany. Kurator
do wynajęcia. Towarzyszy Althamerowi i kilku ciekawszym artystom. Dużo pisze.
Jako jeden z nielicznych krytyków publikował w nieistniejącym już SIKSI.
Bardziej znany w środkowo-południowej Polsce. Nie dociera nad morze. Jesienią
wybiera się do Bielska Białej. |
5.
Grzegorz Borkowski. Jastrząb o
gołębim sercu. Błyskotliwy. Wrażliwy. Pracuje w gnieździe os - w Zuju. Redagował
Obieg, potem nie, teraz "Magazyn Sztuki + Obieg". Być może do
tej dziwnej koalicji dołączy wkrótce nieistniejący "Pokaz". Pisze
niezłe teksty o performance i o sztuce żywej w ogóle. Ma siostrę w Nowym
Jorku i w ten sposób jako jeden z nielicznych w Polsce ma bezpośredni kontakt
ze sztuką i klimatami wielkiego świata. |
6.
Stach Szabłowski. Jastrząbek z
przyszłością. Właściwie szerzej nieznany. Czujny. Bardzo zdolny. Napisał
kilkanaście zdań o Janin. Bardzo młody. Szuka usprawiedliwienia dla wtórności
sztuki współczesnej w stosunku do dekad ubiegłych. Pracuje w Zuju, co jest
ryzykownym zajęciem w tak młodym wieku. Może ulec szybko skrzywieniu kuratorskim,
czyli promowaniu sztuki pozbawionej jakiegokolwiek krytycyzmu wobec rzeczywistości.
Podobno nieukładowy (plus). Unikający walki (minus). Nie angażujący się
(minus). |
7.
Masza Potocka. Autentyczny jastrząb.
Zdeterminowany. Z misją. Założycielka pierwszej prywatnej galerii w Polsce
"PI" na początku lat 70-tych. W wolnej Polsce prowadzi galerię
w Krakowie + muzeum w Niepołomicach. Lansująca. Towarzyszy artystom + ludziom
progresywnym. Wielka szkoda, że nie została dyrektorem Zniechęty. |
8.
Andrzej Kostołowski. Radykalny
jastrząb z doświadczeniem. Come back do realnego kontaktu ze sztuką. Obok
nieżyjącego już Jurka Ludwińskiego najbardziej błyskotliwy krytyk i teoretyk
sztuki w latach 70-tych. Właściwie mało się udziela, ale jednak jeździ,
pracuje, pisze do ATReonu. Błyskotliwy, niezwykle precyzyjny, olbrzymia
wiedza. Swoiste poczucie humoru. Ma duże zdolności dramaturgiczne i aktorskie,
które wykorzystuje podczas wykładów. Gdyby był młodszy byłby rastrowcem. |
9.
Anonimy z Poznania. Dziewiąta
pozycja za tzw. nic, czyli błyskotliwą recenzję z wystawy impresjonistów
w Poznaniu opublikowaną w Rastrze. Klasyczna ucieczka od wielkiej sztuki
w stronę brutalnego życia. Po lekturze recenzji chce się natychmiast zobaczyć
wystawę. I o to raczej chodzi. Zapraszamy po odbiór nagrody w Ustce po okazaniu
biletu z muzeum (znak rozpoznawczy). [przeczytaj
recenzję anonimów z Poznania] |
10.
Andrzej Przywara. Jastrząb foksalowski.
Publikuje, ale nie wiemy gdzie i co. Niezła orientacja. Sprytny. Lansujący
zasoby Foksalu (obwoźny handel starzyzną) + kilku nowych młodych. Atakujący
Europę (tylko jako kurator). |
+++
|
PINGWINY
2000 / 2001
Pingwin jest też ptakiem, ale takim, któremu Ziemia
wydaje się płaska. Nielot. Bezlot mówią inni. Ptak domator. Oportunista.
Nigdzie nie podróżuje. Nie zna języków obcych. W kółko powtarza: tak,
tak, tak jak w reklamie Ery, czyli bezkrytycznie i uparcie powiela zasłyszane
opinie. Nawet po 25-ciu latach. Teksty pingwinów są napisane literacko
poprawnie, ale kompletnie pozbawione sensu i ducha czasu. Pingwin źle
znosi zbyt swobodną dyskusję, zwłaszcza dyskusję z własnymi poglądami.
Pingwin nie wydatkuje energii, chociaż sprawia wrażenie, że jest zawsze
bardzo zajęty i aktywny. Udaje pracowitego, chociaż dłubie tylko w przeszłości
nie ruszając się od swojego gniazda. Żyje w skupiskach. Boi się i nie
lubi innych ptaków, właściwie ich nie rozumie. I nie wie dlaczego latają.
Jest oczywiście bardzo sympatyczny, trochę śmieszny, ale pożytku z niego
niewiele. Na swój sposób ambitny i zawzięty. Typowy karierowicz. Psuje
polską sztukę.
|
1.
J. M. Zasłużony pingwin PRL-u.
Wygrał z A. O. w ostatniej chwili. Po publikacji pewnego tekstu do pewnej
wystawy o martwej naturze. Typowy zniechęcacz do nowych idei w sztuce.
Nigdzie nie wyjeżdża. Każe przyjeżdżać do siebie. Najdalej w życiu był
w Pile, Sieradzu i Gliwicach. Normalnie, codziennie obskakuje wszystkie
redakcje (+TVP) w pewnym kulturalnym mieście. Ma tik nerwowy. Kiedy
mówi przed kamerą: jedną ręką drapie się po łysinie a drugą po pupie
(jednocześnie). Jest dyżurnym komentatorem od wszystkiego. Redakcje
chętnie publikują najgłupsze teksty i wypowiedzi J.M., ponieważ są najmniej
wymagającymi redakcjami w kraju. W tym mieście panuje klasyczny konflikt
pomiędzy niezłymi krytykami (których jest kilku) i artystami (kilkunastu)
a dziennikarzami nowej generacji (przyjezdni, świeżo po studiach, tzw.
media-workers), którzy tak samo jak J.M. nienawidzą sztuki współczesnej
i najchętniej by ją obśmiali. Ale im nie wypada i nie wiedzą jak to
zrobić. J.M. wie i bryluje niepodzielnie. Z powodzeniem lansuje przeciętność
i postawy wsteczne.
|
2.
A. O. Wieczny pingwin. Pingwin
gigant. Pingwin szkodnik. Pingwin stękacz. Kiedyś naczelny pingwin PRL-u.
Pierwszą legitymację dziennikarską wręczono mu w styczniu 1951 roku, kiedy
nie było nas jeszcze na świecie. 1966-81 szkodził sztuce i artystom w socjalistycznym
tygodniku "Kultura". Po 1990 załapał się do gazety należącej do
koncernu "Agora". Ten, kto go nadal zatrudnia już zgłupiał kompletnie.
Nienawidzi każdej sztuki, która nie jest podobna do historycznej grupy "Wprost".
Nigdzie nie wyjeżdża. Nigdzie nie bywa. Nic go nie interesuje. Nikt nie
prosi go o opinię. Ocieka apatią. 10 lat temu nie wiadomo dlaczego przyjechał
do Krakowa, gdzie próbował udowodnić, że prawdziwi i niezależni artyści
to ci, którzy wystawiali kiedyś w kościołach. Reszta się nie liczy. Nie
wiadomo dlaczego uważa się za chrześcijańskiego opozycjonistę. Jest raczej
cwanym oportunistą. Nienawidzi Zuja, instalacji, Klamana, Kozyry i Żebrowskiej.
Zachęca do cenzurowania sztuki. Nie interesuje go dyskusja merytoryczna.
Pingwin szkodnik. Publikuje też w nieistniejącym piśmie "Pokaz". |
3.
T. N. Następny pingwin z pewnego
kulturalnego miasta. Tytuł zdobyty po rewelacyjnie pokrętnej publikacji
tekstu na temat sztuki współczesnej w Rzepie w związku z aferą w Zniechęcie
wokół Cattelana. Właściwie niewiele wie o sztuce współczesnej. Nigdzie nie
wyjeżdża. Swoje miejsce pracy w odróżnieniu od domu nazwał "inny świat"
i to mu już wystarcza. Jest autorytetem dla pingwinów przed 60-tką oraz
wyjątkowo słabych redakcji w pewnym kulturalnym mieście. |
4.
A. M. Pingwin PRL. Strachliwy. Ostrożny. Cienko blablający. Kochający
(bez wzajemności) Dudę Gracza. Publikuje w Art & Bussines. Nigdzie nie
wyjeżdża. 16 lat temu był widziany w Zielonej Górze. Zastępca kierownika
redakcji publicystyki kulturalnej programu 1 TVP. Pracuje w Komisji Etyki
TVP, orzeka o zgodności postępowania dziennikarzy i pracowników programowych
z "Zasadami etyki dziennikarskiej w Telewizji Polskiej S.A." W
każdej chwili może zamknąć Pegaz. Moralista z PRL-u. Beznadziejny. |
5.
J.D.G. Pingwin od urodzenia. Pingwin Lepper. Załapał się na listę, ponieważ
przy każdej okazji wygłasza prymitywne sądy o sztuce współczesnej. Np. w
regionalnej TVP: instalacja sracja. Są świadkowie. Ma wielu kumpli, którzy
go uwielbiają. W stanie wojennym został wytypowany przez innego pingwina
J.M. na Biennale w Wenecji (1984). Uwielbia władzę a władza jego. Odznaczony
m.in. Krzyżem Komandorskim OOP - chyba za Jaruzelskiego albo Kwaśniewskiego.
Nie podróżuje, bo uważa Polskę za najbardziej fascynujący kraj na świecie.
Profesor Uniwersytetu Śląskiego i Europejskiej Akademii Sztuk w Warszawie.
Zgroza. |
6.
F. S. Pingwin przypadkowy. Po słynnym wystąpieniu w dzienniku TVP,
gdzie wyraził zgoła zaskakującą opinię krytyczną o instalacji Cattelana:
"jest to zła rzeźba, bo jest za mała o 30 % a architektura warszawska
jest wyjątkowo słaba" - uprzedzając w ten sposób następne pytanie
dziennikarza o konflikt wokół pewnego projektu architektonicznego w Warszawie.
|
7.
M.R. Pingwin nijaki. Nieznany. Trochę ambitny. Piszący dla kultowego
(30 lat temu) miesięcznika, który wziął swoją nazwę od pewnej rzeki w Polsce.
Dla ułatwienia podajemy, że nie jest to Warta, Pilica ani Bug. Ciągle pisze
to samo i coraz gorzej. Pisze o tym, co widzi i słyszy w rzece lub wokół
niej. A że z wiekiem słyszy i widzi coraz gorzej, tak więc jego teksty są
już żałosne. Nigdzie nie wyjeżdża, nawet do Opola. Szkodzi lokalnie. |
8.
D.J. Pingwin warszawski o wyjątkowo
mylącym inicjale. Pingwin zdolny leń. Nie towarzyszy artystom i właściwie
ich nie lubi. Pingwin zdegustowany. "I znów to samo mi się nie podoba."
Każdego zniechęca do oglądania wystaw. Nie podróżuje. Nigdzie. Pisze tylko
o Warszawie, chociaż ostatnio widziano go w Krakowie na Popelicie. Praca
dom, dom praca. Pracuje w jednym z największych dzienników w Polsce. Pisze
coraz słabiej i rzadziej. Widoczny awans w redakcji. Nie musi już tak dużo
pracować. Może pisać byle co. Czasem szkodzi. Coraz bardziej upodabnia się
do pingwina stękacza A.O. wg reguły, kto z kim przestaje takim się staje. |
9.
M.M. Pingwin warszawsko-wołomiński.
Pingwin bez własnego zdania. Pingwin chaotyczny. Pingwin pływak. Pingwin
zajęty wyraźnie czymś innym niż pisanie o sztuce i oglądaniem wystaw nawet
tylko w Warszawie. Widocznie mieszka w Wołominie. Nie podróżuje. Nigdzie.
Praca dom, dom praca. Pracuje w jednym z największych dzienników w Polsce.
Informacje o sztuce czerpie z serwisu PAP lub z innych gazet. Lub od kolegów
i koleżanek. Reportaż z weneckiego biennale napisany został na podstawie
katalogu. Bardzo słaby warsztat. Nie szkodzi bezpośrednio. Pośrednio tak.
|
10.
P. S. Pingwin policjant. Uwielbia pilnować porządku. Zakompleksiony,
nie towarzyszy artystom ani galeriom, bo nie wie jak się zachować. O galeriach
pisze efektowne dyrdymały. O artystach też. Organizujący znane rankingi.
Pingwin snobujący się na sztukę współczesną. Pingwin, który chciałby być
jastrzębiem i pingwinem jednocześnie. Publikuje w poważnym tygodniku.
Pingwin, który odbył kiedyś dwie historyczne podróże do Krakowa i Gdańska.
I na podstawie zebranych wówczas informacji buduje każdą swoją następną
wypowiedź. Nieustannie powtarza te same opinie. Nawet zdania. Np. prowokacja
to "sól sztuki". Ciekawe, czy nadal będzie to powtarzał, kiedy
zobaczy swoje inicjały na 10-tym miejscu? Przypuszczalnie ma komputer
i fascynują go ikonki "kopiuj", "wklej". Nigdy nie
był we Wrocławiu ani Poznaniu. Podobno celowo. Musiałby zmienić swoje
zdanie o sztuce w Polsce. Jako typowy pingwin pochodzący z prowincji uwielbia
stolicę i ceni sobie swój awans społeczny. Notorycznie myli lub przekręca
nazwiska artystów. Przypuszczalnie nie zna angielskiego. Ostatnio był
w Wenecji, podobno niewiele zrozumiał, pożałował pieniędzy na drogi katalog,
ale tak czy owak zaszokował inne pingwiny. Wsławił się tym, że zaatakował
kiedyś pingwina stękacza A.O.
Władysław Kaźmierczak
[22.07.2001]
|